Sezon grzybowy w pełni.
Obsypało nas w tym roku, przynajmniej na Kaszubach. Prawdziwki, podgrzybki, maślaki – już są, zaczynają też pojawiać się rydze, gąski. Las częstuje przeróżnymi gatunkami, ale ja hołduję zasadzie: jak nie jesteś pewna to nie zbieraj!
Grzybiarzy w lesie nie brakuje, a ja ze smutkiem patrzę na poprzewracane surojadki lub inne mało popularne gatunki. Może przypomnijmy sobie, że nie tylko my ludzie jesteśmy smakoszami grzybów.
Pisząc w dzisiejszym poście o grzybach, mam na myśli tylko grzyby organiczne i dziko rosnące. I to nawet te uważane są przez Ajurwedę za radżasowy pokarm. Wszystkie inne, które wzrastają bez promieni słonecznych są tamasowe.
Grzyby wykorzystując swoje naturalne warunki bytowania pobierają z leśnej gleby cały arsenał pierwiastków i minerałów, w tym potas i fosfor. Posiadają także w swym składzie znaczne ilości białka, węglowodanów i Witamin z grupy B.
Grzyby są więc doskonałym tonikiem dla budowy kości, i posiadają właściwości antynowotworowe i immunostymulacyjne.
Czy są dobre dla wszystkich dosh? Jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach.
Dla zdrowej Pity jak zawsze będą strawne, Vata będzie miała problemy ze wzdęciami, a Kapha musi kontrolować spożywaną ilość.
Przygotowując potrawy z grzybów zawsze używam przypraw, które zniwelują te efekty uboczne: czarny pieprz, asafetydę, oregano suszone lub świeże i oczywiście adżwan.
Uwielbiam grzybobranie jesienią. Wartością dodaną do cudownego spaceru po lesie jest kosz grzybów, który niechybnie wyląduje na stole. Dziś znalazłam sporo prawdziwków i zamierzam naprawdę zgrzeszyć i przygotować Carpaccio z borowików. To jedyny dziko rosnący grzyb który można spożywać bez obgotowania, po prostu na surowo. Przygotowanie trwa 5 minut ale Carpaccio musi pomarnować się trochę w lodówce ok 2-3 godzin. Podane na rukoli jest naprawdę obłędne.
Na Mandali przepis już jutro.