Uważajcie po czym chodzicie w lesie i na łąkach bo niepozornie rosnące tzw. chwasty mogą stanowić smaczne, energetyczne i zdrowe pożywienie.
Zapomniane przez nas, dziko rosnące gatunki roślin na Zachodzie Europy wchodzą w modę kulinarną. Serwowane w drogich restauracjach, w niektórych krajach np. w Szwajcarii popularne u nas łąkowe chwasty są jednym z najbardziej poszukiwanych i drogich składników wykwintnych potraw.
Weekend majowy nie zapowiadał szałowej pogody, a ja już od dawna miałam zabukowane miejsce na warsztaty z Łukaszem Łuczajem na Pogórzu Karpackim. Łukasz jest etnobotanikiem. Nie będę się jednak rozpisywała na temat jego biografii -sami o niej przeczytajcie np. w Wikipedii.
Odkąd wpadła mi w ręce a właściwie sama świadomie sięgnęłam po jego książkę „Dzika Kuchnia” chciałam poznać autora i wziąć udział we wspólnym zbieraniu niedocenianych współcześnie gatunków jadalnych roślin i grzybów.
Pogoda jednak nam dopisała i wyruszyliśmy rankiem w teren. Już naprzeciwko domu na ruderalnej skarpie znaleźliśmy pierwsze „pożywienie” – świeżo wzeszłe ostrożnie z rodziny ostowatych. Potem na spacerze przez las do koszy w lawinowym tempie wpadały liście żywokostu, pokrzywy, marchew leśna, podagrycznik, dzięgiel, czosnaczek, jasnota, bluszczyk kurdybanek…itd. Podczas wędrówki próbowaliśmy surowych, młodych pędów rdestu, kwiatów rzeżuchy, słodkiego tataraku…itd.
Zbieranie okraszone było opowieściami Łukasza o walorach roślin. Z każdym krokiem sypały się opowiastki o możliwościach ich wykorzystania. Mnożyły się historie o ludziach, którzy pamiętają powszechne stosowanie tych roślin, wielokrotnie ratującym im życie podczas klęsk nieurodzaju. Z ust gospodarza płynęły opisy o obszarach występowania danego gatunku na całym świecie. Wysłuchaliśmy nawet baśni ludowej z Chin.
Kolorowy zawrót głowy nie tylko pod stopami ale także w głowach. Łukasz jest niesamowitą studnią wiedzy, z której na szczęście pozwala nam czerpać. Zna chyba wszystkie rośliny świata.
Łukasz to także smakosz o otwartym podejściu do kuchni. Pod jego dyktando po wędrówkach przygotowywaliśmy, gotując na wolnym ogniu, potrawy z różnych stron świata. Nie muszę oczywiście wspominać, że bazę stanowiły zebrane przez nas gatunki.
Kroiliśmy, siekaliśmy, obgotowywaliśmy, a on mieszał, warzył, smażył i doprawiał. Z tego wszystkiego powstała imponująca lista potraw rodem z różnych stron świata: od polskiej jajecznicy z wrotyczem poprzez francuskie gratin z jasnotą i czosnkiem niedźwiedzim, po gruzińskie phali z pokrzywy i dużo, dużo więcej.
Wszystko było pyszne, cieszyło umysł, oczy i podniebienie. Polecam!!!