Zastanawiając się nad pierwszym postem 2019 roku wpadł mi w ręce tekst mojego wystąpienia z 2017 roku w Katowicach o moich kuchennych rewolucjach. Opowiadałam w nim o jakości spożywanych produktów, odpowiednim trawieniu i przyswajaniu pokarmów, prawidłowym łączeniu produktów, odpowiedniej atmosferze jedzenia itp..
Czas płynie, zdobywamy wciąż nową wiedzę i doświadczenie. One wpływają na zmianę naszych poglądów, dzięki nim wyciągamy nowe wnioski, także modyfikujemy te dotyczące naszych osądów sprzed lat. Tak jest też tym razem. Zmieniłam w kilku miejscach tekst. Odpowiada mojemu obecnemu stanowisku. Ważne jest w nim to, że to są moje wnioski, moje spostrzeżenia i dotyczą mnie. Czym spowodowane są te zmiany?
Bardzo często wpadamy w pułapkę książkowego spojrzenia na życie. Nie zawsze to co serwują nam tzw. podręczniki jest prawdą absolutną – takich podręczników nie ma. Czasami autorzy nie wyjaśniają wszystkiego, oczywiście nie celowo. Nie jest to krytyka podręczników tylko wskazówka abyście uważnie z nich korzystali i przede wszystkim spoglądali na siebie, na swój organizm. Obserwujcie jego reakcje porównując wasze spostrzeżenia vs podręcznik. Każdy z nas jest inny i nie zawsze głoszone zalecenia będą dla was dobre.
Poniżej zamieszczam zaktualizowany tekst mojego wykładu.
Kuchenne rewolucje w moim domu
Bardzo zmienił się sposób odżywiania w naszym domu odkąd rozpoczęła się moja przygoda z Ajurwedą. Wręcz wszystko stanęło na głowie, choć z drugiej strony sprowadziło się to do wprowadzenia paru prostych zasad.
- Jakość produktów
Nie oszczędzamy na jedzeniu. Wiem, że żywność eco, bio i ta kupowana od rolnika, może być wielokrotnie droższa ale to ona przecież buduje nasze komórki. Dziś nie trzymam się tak histerycznie jakości produktów spożywczych. Oczywiście jest to niezwykle ważne ale już sam wybór jarzyn i owoców a nie mięsa przyniesie duże korzyści dla zdrowia. Rośliny nawet te pryskane, rosnące w jałowej ziemi są i tak dla nas lepszym pokarmem. To cudowne maszynerie fotosyntezy przetwarzające nawet wtórnie toksyczne substancje.
Sami „konserwujemy” żywność: robimy zaprawy, kiszonki, konfitury, suszymy grzyby i zioła etc. Kupujemy żywność przede wszystkim sezonową. Stworzyliśmy z przyjaciółmi grupę solidarnych zakupów, by móc kupować produkty bezpośrednio od rolnika.
Tak samo jak kładziemy nacisk na jakość żywności powinniśmy poważnie potraktować jakość wody. To jej przecież potrzebujemy najwięcej!
Nie chcę rozpisywać się na ten temat bo popełniłam już parę wpisów o wodzie. Jednak bezwzględnie powinniśmy zainteresować się tą kwestią i zastosować w użytku domowym dobre, naturalne filtry. Nie chcę reklamować żadnego z nich – niech każdy zadecyduje samodzielnie! Jeśli chodzi o jakość wody w plastikowych butelkach to…bisfenol i ftalany chyba nie smakują nawet już z nazwy. W dalszej części będzie jeszcze parę słów o wodzie.
- Podtrzymanie odpowiedniego trawienia
Kierując się zasadą, że dobra dla naszego zdrowia jest tylko żywność odpowiednio przez nas strawiona, stale musimy dokładać do „pieca” naszego organizmu, w którym płonie Jatharagni czyli ogień trawienny.
Jak to zrobić? Przede wszystkim jeść tylko wtedy gdy się jest naprawdę głodnym. Głód to stan, w którym dostajemy sygnał od naszego organizmu, że ogień trawienny słabnie i jest gotowy na przyjęcie następnej partii jedzenia. Kiedyś podawałam posiłki według stałego harmonogramu dnia, a teraz czasami gdy nie mamy ochoty na jedzenie np. przy gorącej pogodzie bądź w sytuacjach stresowych po prostu pomijamy posiłek. Nie podjadamy między posiłkami.
Nie bez znaczenia przy określeniu harmonogramu jedzenia jest także dosza. Przy swojej konstytucji nie mogę dopuszczać do tego abym poczuła wilczy głóg – wtedy gotowa byłabym zjeść całą lodówkę wraz z obudową. Niektóre konstytucje wręcz przeciwnie, mogą pościć i przy tym często oczyszczać ciało z toksyn. Częste jedzenie to tylko stan uzależnienia lecz nie wszyscy są predysponowani aby z niego tak łatwo rezygnować.
Następnym ważnym elementem dla właściwego podtrzymania ognia trawiennego, szczególnie w naszym klimacie, jest odpowiednie bilansowanie ilości pokarmów gotowanych i surowych, ciepłych i zimnych. Zazwyczaj te drugie są trudniejsze do strawienia. Tu znów dygresja: jeśli pokarmy surowe wprowadzamy stopniowo, łącząc je umiejętnie z odpowiednimi tłuszczami bądź innymi rozpuszczalnikami np. skrapiając octem, stają się one lepiej przyswajalne, powodują przypływ energii.
Jeśli chodzi zaś o wodę, to generalnie ajurwedyjskie książki zalecają na czczo picie wody. Ale jakiej? Wszyscy podkreślają, że najlepiej zakwaszonej cytryną ale wierzcie mi, to się nie sprawdzi na dłuższa metę u osób z zaparciami. W zależności od temperatury na zewnątrz przyjmujemy odpowiednio ciepłą wodę, czasem ze szczyptą soli bez jodu lub naturalnie czystą.
Generalnie mówi się także, że nie powinniśmy pić do posiłków jednakże, spotkałam się z opinią wielu lekarzy ajurwedyjskich zalecających popijanie wody małymi łyczkami do stałych posiłków. Nie serwujmy latem wody w wersji z lodem – ciepła woda (nie wrzątek) ma dobroczynne działanie – nawilża i wypłukuje toksyny. Gdy jest naprawdę gorąco picie wody o temperaturze pokojowej np. z miętą jest lepszym pomysłem niż dodatkowe dogrzewanie się gorącymi naparami. Ciepła woda ma także dobroczynne działanie: ma wyższe pH, nie obciąża nerek, przygotowuje układ trawienny do wchłaniania itd. Nie będę więcej o tym mówiła ponieważ można przeczytać mój wpis o wodzie na Facebooku w grupie Ajurweda dla Każdego.
Ostatnim, mogącym być łatwo zastosowanym polanem w rozpaleniu ognia trawiennego są przyprawy: powszechnie stosuję w kuchni całą gamę przypraw, które wywołują pożar trawienny, spalają toksyny, eliminują gazy. To m.in. wszystkim znane: astafetyda, kurkuma, imbir, koper włoski, kozieradka, kolendra, kardamon, goździki, cynamon i inne.
Przyglądając się tej liście przypraw nie sądźcie, że ograniczam się tylko do repertuaru kuchni indyjskiej, wręcz przeciwnie uwielbiam inspirować się potrawami kuchni z całego świata. Do nich używam całej palety przypraw. Z podróży po świecie najchętniej przywożę właśnie nowe, nieznane mi przyprawy i masale czyli mieszanki. Jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam na moją stronę internetową, która oprócz bloga zawiera dział kuchenny: mojamandala.pl
Jeszcze jedno! nie zapominajmy o rodzimych przyprawach – ziołach, które mamy w zasięgu ręki: w wersji świeżej wiosną i latem a jesienią i zimą suszonej. To np. oregano, mięta, lubczyk, tymianek, majeranek, hyzop, estragon, szałwia itd. Szczególnie kiedy są świeże sprawiają, że posiłki są aromatyczne i lekkostrawne.
- Nie liczymy kalorii
Histeryczne unikanie tłuszczy w diecie jest kolosalnym błędem a GEE uhonorowane powinno być w Kosmosie złotym medalem za zasługi. Przekonałam się o tym sama i przekonałam moją rodzinę do niewątpliwych atutów gee, a wymienię tylko najważniejsze zalety: stymuluje agni, zwiększa absorbcję i asymilację składników pokarmowych, ma właściwości przeciw starzeniowe, powoduje wzrost energii, odporności, poprawia pamięć i intelekt.
Na uwagę zasługują także nasze rodzime oleje. Sami zadecydujcie jakie ale spożywajcie je na zimno i włóżcie odrobinę wysiłku by zdobyć świeżo tłoczony olej. Do wyboru macie m.in. olej lniany, rzepakowy, słonecznikowy, z czarnuszki.
- Zawarcie w każdym posiłku 6 smaków.
Posiłek według ajurwedy, jak zapewne wiecie, powinien zawierać wszystkie 6 smaków czyli słodki, kwaśny, słony, gorzki, ostry, cierpki.
Tak przygotowany posiłek jest postrzegany nie tylko jako apetyczny ale i dobrze strawny. Zastosowanie tej zasady jest łatwiejsze niż myślicie. Spróbujcie przygotować na szybko pizzę, łączymy więc słodycz zboża i nie musi być to pszenica! ????, kwaśny smak sosu pomidorowego, dodajemy sól a smak cierpki i gorzki uzyskujemy przez zastosowanie odpowiednich ziół: np. tymianku i oregano. Ostry smak zapewni nam odrobina zielonej chili.
- Unikanie niekorzystnych kombinacji.
Nie wymienię oczywiście wszystkich kombinacji ale my musieliśmy zrezygnować z beszamelowych kołderek i ryby – ryba i mleko to toksyna, także jogurt i owoce są toksycznym połączeniem. Dalej warzywa plus owoce – to błędna kombinacja choć tak popularna w dzisiejszych czasach – mają one inny czas fermentacji. Te niewłaściwe połączenia powodują zaburzenia w postaci niestrawności i tworzenie się toksyn.
Niektóre produkty powinno się jeść oddzielnie np. melon
- Ostatnia zasada to odpowiednia atmosfera podczas przygotowywania i spożywania posiłku.
Uwielbiam gotować. Robię to z pasją. Zdaję sobie sprawę, że są osoby, które za tym nie przepadają. Warto jednak zapoznać się z tym rytuałem pełnym szacunku dla pożywienia.
Staramy się w rodzinie zrobić z każdego posiłku małą ceremonię, medytację. Bo nie tylko jest ważne co jemy, ale jak jemy: ładnie nakryty stół to nie jest jeszcze wszystko. Ważna jest atmosfera. Posiłek to dla nas czas na odprężenie, to cudne gdy jedząc w spokoju możemy poczuć każdy kęs posiłku, jego zapach, teksturę i smak. Przy jedzeniu staramy się nie oglądać telewizji i nie korzystać z telefonów, czasami słuchamy muzyki i rozmawiamy. Nasi znajomi wiedzą, że oddzwonimy. Jedzenie to praktyka relaksu, na który nie ma czasu podczas dnia. Gdy mam zły humor nie gotuję – na szczęście bardzo rzadko! Na zakończenie truizm – nie przejadamy się a przynajmniej próbujemy, może to i proste, szczególnie jak się o tym mówi, ale czasami takie trudne gdy posiłek smakuje wybornie. Zgodnie ze złotą zasadą powinno się stosować równe proporcje pokarmu stałego do płynnego i powietrza w żołądku.
Co niektórzy powiedzą to wszystko niewykonalne, nie da się tak aranżować dnia by mieć na to czas. To już decyzja każdego czy przyłoży należyte staranie do jednego z najistotniejszych elementów życia, decydującego w ogromnej mierze o jego zdrowiu. Obecne tempo zawróciło nas od tych, jak niektórzy twierdzą archaicznych, trudnych i wymagających od nas działania zachowań i częstuje nas toksycznym jedzeniem spożywanym w biegu. Na szczęście sami kierujemy naszym życiem i wybór wciąż należy do nas .
Na zakończenie: nie bądźmy w kuchni ortodoksami! Jeśli nasze ciało jest zdrowe może przyjmować wszystkie pokarmy – ważne są tylko proporcje i dawki!