Gdyby można było, tak jak z puzzli, ułożyć wzorcowe niebo to na pewno dodałabym do tej układanki skrawek znad rzeki Palolem. Niewielkie jej ujście znajduje się na północnym końcu plaży. Tuż przed wpłynięciem rzeki do morza znajduje się drewniany most rodem znad rzeki Kwai.
Wielką przyjemnością jest rejs po rzece. Trwa około godziny, wyższy jej bieg ograniczony jest tamą. Wsiadamy do niewielkiej łódeczki, którą steruje miejscowy rybak Paju.
Wyruszamy w krainę drzew namorzynowych i dzikiej dżungli, które są domem dla różnego rodzaju ptaków: czapli, zimorodków, kormoranów, a przede wszystkim dla kilku gatunków majestatycznych orłów.
Spektakl z ich udziałem jest punktem kulminacyjnym wyprawy. Paju parkuje łódkę na mieliźnie i zanęca orły, które tańczą swój taniec na niebie, a potem spadają z olbrzymią prędkością w dół celnie chwytając łatwą zdobycz. Mamy drapieżniki na wyciągnięcie ręki. Słychać ich piski, a nawet trzepot olbrzymich skrzydeł. Są ich dziesiątki, po prostu zapierają dech w piersiach.
Po tym dość dynamicznym przedstawieniu snujemy się sennie wśród brzegu lasu mangrowego, podziwiając jego różnorodność.
Magiczna cisza i płynąca z rzeką energia zawsze przyciąga mnie do tego miejsca, a potem chcę tam wracać znowu. Ładuję akumulatory bo już w tym tygodniu będę musiała zmierzyć się z dżunglą miasta Bangkok